niedziela, 19 grudnia 2010

sinobrody

sinobrody
rabo karabekian jest ormianinem, niespełnionym malarzem, jednookim - chciałoby się rzec - bandytą, jednak bliżej mu do ofiary niż jakiejkolwiek postaci kata. rabo w pewnym momencie swojego życia zaczyna kolekcjonować obrazy.

owszem, malarzem byłem kiepskim, ale jakim się za to okazałem kolekcjonerem!
wydaje się, że nasz bohater przeżył już swoje życie, pierwsza żona go opuściła, synowie nie utrzymują z nim kontaktu, druga żona umarła, zostawiając go w wielkim, pustym domu. niespodziewanie w jego życiu zjawia się pewna młoda pisarka, która zaczyna interesować się malarzem i nie owijając w bawełnę, stara się wprowadzić trochę radości (żeby nie powiedzieć - życia) w jego osobie. ciekawi ją wszystko - począwszy od intymnych listów od byłej kochanki, poprzez historię śmierci jego rodziców, skończywszy na tajemniczym spichlerzu, do którego nikt nie ma prawa zaglądać. tak jak w historii z sinobrodym, który zabija swoje kolejne żony za wścibstwo i zaglądanie do jedynej zabronionej komnaty, rabo przywdziewa maskę ponuraka i straszyciela. phi! misja pisarki jednak nie kończy się tak nieszczęśliwie, ale owocuje nawiązaniem przyjaźni z malarzem.

to moje drugie spotkanie z vonnegutem, całkiem zresztą udane. zabawne, ironiczne, trochę absurdalne.
spodobało mi się jedno zdanie z innej książki vonneguta - kociej kołyski - po którą mam zamiar siegnąć w następnej kolejności. 

muszę mieć taki pojemnik na śmieci, w którym się zmieści cała rzeczywistość.

ocena: 4,5/6.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz