niedziela, 19 grudnia 2010

madame

madame
teatr, literatura, muzyka nieustannie rywalizują ze sobą w tej książce. a to zamieniają się miejscami, kiedy indziej sobie ustępują, karmią głównego bohatera swoim istnieniem, a wszystko to dzieje się na tle lat 60. zeszłego wieku, obnażając peerelowską rzeczywistość. książka rozpoczyna się i kończy westchnieniem: kiedyś to były czasy! te historie, te wspomnienia, legendarne romanse. czy to nie dzieje się ciągle i nieustannie, tylko pespektywa wszystko zmienia.

głównym wątkiem wydaje się być (bo nie jestem pewna, czy do końca jest) zafascynowanie licealisty pewną m a d a m e - tajemniczą, piękną, zadbaną, nieskazitelną ze wszystkimi przypadłościami, które stanowią jej sekrety. czytelnik musi uzbroić się w cierpliwość, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tej kobiecie. musi przedrzeć się (z wielką przyjemnością oczywiście) przez poszczególne anegdoty, gombrowiczowskie lekcje w szkole, występy teatralne głównego bohatera, który swoją drogą jest nad wyraz dojrzały, inteligentny, oczytany (mogę tak jeszcze długo) jak na swój wiek. z jednej strony próbuje się on zbliżyć do madame, która jest nauczycielką francuskiego i dyrektorką jednocześnie, a z drugiej próbuje się od niej uwolnić, skupić się na swoim pisarstwie, bo tą drogą zdecydował się iść po próbach zostania muzykiem i aktorem. zresztą madame we własnej osobie ma swój udział w tej ścieżce.
polubiłam madame, polubiłam tego 'chłopca'. i sposób, w jaki pisze antoni libera. ten język to kolejny bohater w tej powieści.

ocena: 4/6.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz