czwartek, 22 września 2011

pejzaż w kolorze sepii

po obejrzeniu tego filmu chodziło za mną nazwisko ishiguro. nie byłam jednak pewna, po którą jego książkę mam sięgnąć najpierw. ekranizacja never let me go została różnie oceniona. ci, co czytali książkę twierdzą, że nawet się nie umywa do oryginału, a ja zachwycona filmem (zwłaszcza carrey mulligan, jak zawsze!) myślałam sobie, co takiego musi być w prozie kazuo ishiguro, czego nie dało pokazać się w ekranizacji.

zaczęłam od debiutu powieściowego o pięknym tytule pejzaż w kolorze sepii. częściowo przyczyniła się do tego okładka (w bardzo moim stylu). główny powód sięgnięcia po książkę był taki, że chciałam od początku prześledzić jego twórczość. zakładałam już wtedy, że będę chciała przeczytać inne jego powieści.

i co z tego wyszło? na pierwszy rzut oka nie byłam zachwycona. wyczekiwałam momentu, kiedy wreszcie coś się będzie dziać. kiedy ta chmura tajemnicy rozpłynie się nad miastem bądź zaleje wszystko deszcze. zdałam sobie jednak sprawę, że ishiguro nie przechodzi do sedna, on trwa w głowach bohaterów, nie wyjaśniając ich poczynań i nie szukając konkretnych rozwiązań. wszystko dzieje się pomiędzy. pomiędzy kartkami, pomiędzy bohaterami, pomiędzy czasem przeszłym a teraźniejszym. uważny czytelnik sam sobie dopowie to, co nie zostało zapisane. a jeśli nie dopowie, to wymyśli. i chyba na tym polega główna zaleta tej książki. dowolność interpretacji. 

po przeczytaniu książki już wiedziałam, czego mogę się spodziewać po autorze. chętnie skorzystam z możliwości przeczytania jego innych książek, żeby przekonać się, czy pejzaż w kolorze sepii to taki wybryk, czy te niedopowiedziane historie mają swój udział również w jego innych utworach.

nie napisałam nic o fabule. za dużo bym musiała zdradzić, a nie chcę.


ocena: 4,5/6.