sobota, 18 grudnia 2010

pensjonat

pensjonat
"chodziłem więc alejkami i nazywałem każdą sosnę i każdą gałązkę wrzosu. nie wiem, czy sam wymyślałem te imiona, czy raczej je tam odnajdywałem, przysypane ziemią, między kępkami trawy, podrzucone zawczasu, wiele lat przed naszym spacerem. i patrzyłem potem, jak o świcie, ze wschodem słońca, gdy jego pierwsze promienie muskały nieśmiało korony sosen, ogród zapełnia się imionami, zapełnia się nimi po brzegi, aż do ostatnich granic, a potem rozszerza się i obejmuje cały nieznany mi świat. i stoi przed pensjonatem, przed gankiem a stacją kolei, tłum ciotek i wujków, stoją tuziny panów leonów, panów abramów i sobowtórów doktora kahna, zastępy koleżanek babci, kuzynów dziadka i wujka motii i wszystkie ciotki pani cukiermanowej. stoją i patrzą na mnie, gdy dzień jeszcze stapia się z nocą, na krawędzi ciemności, która przelewa się nad otchłanią czarnymi falami".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz