niedziela, 19 grudnia 2010

być przez chwilę sobą

besson
to moje drugie spotkanie z bessonem (pierwsze były niepewne dni) i muszę przyznać, że tym razem było ono niezwykle interesujące, z naciskiem na wyżej wymieniony przysłówek. długo odkładałam tę książkę, gdyż bałam się, że to będzie historia ciągnąca się jak flaki z olejem: małe miasteczko, nic się nie dzieje, mieszkańcy wiodą pełne spokoju życie i tak dalej, i tak dalej. otóż nic z tych rzeczy! ta powieść zachwyca już od pierwszych stron, zarówno dojrzałością autora, jak i wrażliwością widoczną tekście oraz w samych bohaterach. 

historia zaczyna się od powrotu do miasteczka thomasa, który przez pięć lat przebywał w więzieniu. zbrodnia, którą popełnił (lub której nie popełnił) wisi nad nim jak czarna chmura, a mieszkańcy nie dają mu o niej zapomnieć i dziwią się, co mężczyznę sprowadza do falmouth, skoro nie jest tu mile widziany. thomas jednak próbuje uwolnić się od przeszłości poprzez rozmowy z tymi, którzy nie oceniają go negatywnie. najważniejsze jednak okazuje się czekanie, które sprawi, że główny bohater odnajdzie swoją drogę.

to, co mnie najbardziej urzekło w tej książce to wchodzenie wgłąb, odkrywanie poszczególnych sekretów, szukanie w głowach bohaterów właściwej drogi, a niekoniecznie prostych, gotowych rozwiązań. forma książki sprzyja odkrywaniu tajemnic. krótkie, często urywane akapity, które same w sobie stanowią językową wartość. tak, bardzo mnie poruszyła ta książka, szczerze polecam wrażliwcom.

ocena: 5,5/6.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz