środa, 16 listopada 2011

1Q84 tom 3.

historia dobiegła końca. skończył się rok 1Q84. zamiast dwóch księżyców, został tylko jeden satelita krążący wokół ziemi. ten prawdziwy. a może niekoniecznie? gdzieś po drodze rozpłynęła się fukaeri, tengo utknął w mieście kotów, a aomame poczuła, że musi wydostać się z kryjówki, by chronić siebie i... no właśnie, nastąpił koniec jej samotności.

murakami tym razem zdecydowanie zaszalał. stworzył prawie półtora tysiąca stron ze słowami, które krok po kroku prowadzą nas do spotkania aomame z tengo. nie mogłam doczekać się końca. liczyłam na wielkie bum, na szczęśliwe zakończenie. u murakamiego szczęśliwe zakończenie? kto by się spodziewał, a jednak nie wyobrażałam sobie tej historii bez romantycznego happy endu.

styl pisania murakamiego jest charakterystyczny, a mimo wszystko, czytając 1Q84, zapominałam, że to właśnie on jest autorem. powieść jest fenomenem, z jednej strony zupełnie inna, mroczna, fantastyczna, kryminalna historia, a z drugiej - ten sam emocjonalny haruki, który tak zgrabnie tworzy zdania składające się na wyraziste sylwetki bohaterów. a interesujących postaci jest tu pod dostatkiem, np. tajemniczy inkasent NHK, który potrafi dobierać słowa tak, że wydaje się, jakby czytał w myślach czy ushikawa, prywatny detektyw, który swoim wyglądem wywołuje w ludziach litość i przerażenie, ale intelektem i umiejętnością logicznego myślenia przewyższa niejednego. wszyscy są pewni siebie, tajemniczy i niewątpliwie mają cel, od którego nie chcą odstąpić. tak samo jak tengo i aomame nieustannie o sobie myślą i nawzajem się szukają, pomimo wielu zagrożeń płynących ze strony sekty.

w trzecim tomie powieści murakami wrzucił wszystkich do jednego worka, a potem po kolei ich wyciągał, by czytelnik mógł się dokładnie przyjrzeć i wyciągnąć własne wnioski. część bohaterów zniknęła (a dokładniej: została zamordowana) gdzieś po drodze, ustępując miejsca najważniejszej parze. tengo i aomame przebyli długą drogę, by móc spełnić swoje pragnienia, a może celowo ktoś ich wysłał do świata 1Q84, żeby wreszcie przestali marzyć, a zamiast tego zrobili coś ze swoim życiem. ich historia dobiegła końca, a ja z uśmiechem na twarzy czytałam ostatnie kilkanaście stron.


ocena: 5/6.

wtorek, 1 listopada 2011

ulubione książki kucharskie


chciałam przerwać tę niezręczną (przynajmniej dla mnie) blogową ciszę, więc postanowiłam skupić się na książkach kulinarnych, a dokładniej na moich ulubieńcach. wybrałam trzy pozycje, które często ratują mnie w kuchni, gdy nie mam pomysłu, co przygotować, a że lubię kuchnię na zielono, z warzywkami, zdrowo i smacznie, to pod ręką zawsze mam:

  • moje obiady jamiego olivera
  • zdrową kuchnię gordona ramsey'a
  • makarony carli bardi. 


jamiego olivera nie trzeba przedstawiać. ten uroczy brytyjczyk ma u nas rzeszę fanów. moje obiady to moje pierwsza jego książka kucharska. przepisy są całkiem proste, opatrzone ładnymi zdjęciami, a sam jamie prezentuje się jako sympatyczny miłośnik dobrego, świeżego jedzenia. rządzi tu głównie kuchnia włoska, więc tym bardziej jamie zdobywa moje serce.


gordon ramsey znany ze swojej piekielnej kuchni i pięknego, podniesionego głosu trochę mnie zadziwił. ten zwolennik zdrowej żywności wygląda na zdjęciach przemiło i sympatycznie. przepisy nie są może zbyt proste w przyrządzeniu, ale desery, sałaty czy koktajle można przygotować od ręki. trudno znaleźć książkę kucharską ze zdrowymi przepisami, dlatego tym bardziej cenię sobie tę pozycję.


nie mogłabym żyć bez makaronów. przygotowujemy z nich przynajmniej trzy dania w tygodniu, więc tym bardziej przydatna jest dla mnie książka kucharska carli bardi. autorka jest osobą nieznaną (przynajmniej dla mnie). w necie na jej temat również niewiele, niemniej jednak dania na podstawie makaronów idealnie wpisują się moje gusta. są to proste przepisy, bazujące na kilku, aczkolwiek najlepiej dobrej jakości, składnikach, które można dostać w każdym sklepie.


a ostatnio w prezencie dostałam to: 


czuję, że jamie zadomowi się w mojej kuchni na dłużej. 

a jakie są wasze ulubione książki kucharskie?